marcin

Sam o swoich początkach w branży mówi tak: ” Tatuować zacząłem najwcześniej na mojej ulicy. Kiedy zauważyłem, że wtarty w kolana żużel z beżni na boisku zostaje pod skórą na stałe, zacząłem oferować wykonanie takiego budzącego respekt znamienia kolegom. Kasowałem za to dziesięć obrazków z gumy Turbo za kolano. Atrakcyjność takiego znamienia polegała na tym, że bieżnia była na starym stadionie a tam wiara bała się chodzić, bo cieć był strasznie nerwowy i psa miał, co też był nerwowy i od razu dzwonił do budy jak kogoś złapał. I potem dyra i starzy i straszna chryja się zrobiła, szkoda gadać…” Od tego czasu Marcin rozwinął swoją technikę o kolory, jakich żużel ani nawet zmielona cegła nie oferowały, a których mnogą ilość wypełnia swoje tatuaże od ponad dekady.